Szanowna redakcjo Houston,
Od tygodnia maluje się resztkami tuszu.
Pozdrawiam
Szanowna Pani Madeleine,
Posługując się profesjonalnymi zwrotami, możemy tu mówić o kobiecym standardzie, bądź o Pani świadomym wyborze. Zamiast korzystać z dobrodziejstw cywilizacji na miarę XXI w., w postaci drogerii bądź @... najwyraźniej Pani wybrała narzekanie; na swoją sklerozę oraz ciągły deficyt w czasoprzestrzeni (a w zasadzie to na dziury minutowe w jego organizacji!!). Proponuje się zastanowić nad pytaniem - na co Pani do cholery czeka? Być może jest to spowodowane tkliwym oczekiwaniem, aby Pani konto w banku zostało "gołe i wesołe"?! Czyżby kolejny rodzaj fetyszu? Ok. Koniec tego dobrego! Panno Madeleine nawołuje do działania!
KISSxKISS
Szanowna redakcjo Houston,
Dogłębnie przeanalizowałam Państwa odpowiedź, i tak ze stron "www" o charakterze kosmetycznym, zostałam przekierowana na stronę internetowej księgarni, gdzie zakupiłam książkę. GAME OVER
P.S. Już na samą myśl o trzymaniu się stricte listy zakupów z książki kucharskiej - poczułam motyle w brzuchu.
If you know... :3
Pozdrawiam
Długo się zbierałam za napisanie ów
postu; godzinami wpatrywałam się w panel sterowania "blogger.com", by pokrótce znów go
wyłączyć. Sama nie jestem do końca przekonana, co było tego powodem?
Jedno jest pewne, to właśnie scalenie, a następnie uporządkowanie
własnych myśli jest najbardziej pracochłonną rzeczą w życiu każdego człowieka.
Ponieważ
swój blog traktuje bardzo osobiście (chociażby ze względu na opisywanie
w nim swoich wewnętrznych doświadczeń), nie mogłoby w nim zabraknąć
wydarzenia dot. minionych dni. Przez cały czas mam jednak na względzie, iż mój "made-fashionshow" jest blogiem publicznym, w którym to nie mam zamiaru prać żadnych
brudów.
Like Crazy/Do szaleństwa
Gdybym miała podsumować swój poprzedni związek, mogłabym go przyrównać do relacji: zamężny facet + singielka - który, opierał się na "mów do mnie
to, co chce usłyszeć" (czytaj. wierutne kłamstwa i złamane
obietnice). Pomimo, iż w dalszym ciągu ciężko jest mi odróżnić co tak
naprawdę było fikcją, a co rzeczywistością - dziś mało mnie to
obchodzi... Szkoda życia na
rozpamiętywanie osoby, która nie pomyślałaby o mnie nawet przez chwilę.
Jedyne, za co byłam i jestem mu wdzięczna to jego stałe, okazywane wsparcie
oraz to, że zawsze, ale to zawsze mogłam na niego liczyć: słowem,
gestem. Tak, myślę, że to jest to.
Wdech i wydech. Jest już po wszystkim. I co wtedy?
Szczerze mówiąc, mój wybór był z góry przesądzony z uwagi na brak czasu; czyli to, co z początku było przeze mnie postrzegane, za jedną z największych tragedii (studia, projekty, wokal), stało się moim wybawieniem. Nie będę
ukrywała, że do mojego szybkiego Katharsis przyczyniła się przede
wszystkim postawa rodziców, oraz to w jak waleczny sposób stali za mną murem (nawet jeśli nie trwało to wystarczająco długo, jestem im za to wdzięczna).
Tuż za nimi, moi przyjaciele, (na czele Panna P), rzecz jasna nie w sposób pominąć moich kochanych dziennikarzy (Panna J). Kolejnym
krokiem, była zmiana mojego toku myślenia, dot. "już nic mnie nie czeka dobrego",
"sama sobie nie poradzę". Co za pieprzenie! Najwyższy
czas, abym mogła się R E A L I Z O W A Ć tak jak chcę! Teraz to ja,
jestem Panem i Władcą swojej własnej osoby. Zdecydowałam, że muszę znaleźć swoje miejsce na ziemi, które z pewnością nie jest usytuowane w żadnym z polskich zakamarków (a propos, słyszeliście o tym, że do 2015 r. podatek VAT ma wzrosnąć do 25%?). Następnie, pognałam do Emipk'u gdzie zakupiłam książkę do j. Angielskiego, oraz na poważnie rozpoczęłam planowanie swojego wyjazdu za granicę, jaki przysługuje wszystkim studentom - jak myślicie - Malta,
czy Hiszpania? Co do ostatniego punktu, na razie cicho sza - jedyne co jestem w stanie obiecać, to to, że dam z siebie wszystko.
Dziś znów
mogę się cieszyć z porannego słońca, i wygłupiać przed lustrem w
dźwiękach swoich ulubionych kawałków w tle. Jestem spokojniejsza o swoją przyszłość,
ponieważ wiem... że wszystko jest w moich rękach. Punktem zwrotnym w całej imprezie,
było dla mnie odnalezienie w sobie ogromnych zasobów energii, których brak potrafi nieraz zabić. De facto ten "kac" był tego warty...
P.S. A Ty Kochanie, wyrób sobie nowy paszport, ponieważ stracił on ważność w listopadzie ub. roku.
Całuski :*