niedziela, 21 kwietnia 2013

59. LIKE CRAZY

Jak diabeł, mógłby mnie pchać w ramiona kogoś-
kto przypomina anioła, gdy tylko się uśmiecha?


    Długo się zbierałam za napisanie ów postu; godzinami wpatrywałam się w panel sterowania "blogger.com", by pokrótce znów go wyłączyć. Sama nie jestem do końca przekonana, co było tego powodem? Jedno jest pewne, to właśnie scalenie, a następnie uporządkowanie własnych myśli jest najbardziej pracochłonną rzeczą w życiu każdego człowieka.
Ponieważ swój blog traktuje bardzo osobiście (chociażby ze względu na opisywanie w nim swoich wewnętrznych doświadczeń), nie mogłoby w nim zabraknąć wydarzenia dot. minionych dni. Przez cały czas mam jednak na względzie, iż mój "made-fashionshow" jest blogiem publicznym, w którym to nie mam zamiaru prać żadnych brudów.


Like Crazy/Do szaleństwa

   Gdybym miała podsumować swój poprzedni związek, mogłabym go przyrównać do relacji: zamężny facet + singielka - który, opierał się na "mów do mnie to, co chce usłyszeć" (czytaj. wierutne kłamstwa i złamane obietnice). Pomimo, iż w dalszym ciągu ciężko jest mi odróżnić co tak naprawdę było fikcją, a co rzeczywistością - dziś mało mnie to obchodzi... Szkoda życia na rozpamiętywanie osoby, która nie pomyślałaby o mnie nawet przez chwilę.
Jedyne, za co byłam i jestem mu wdzięczna to jego stałe, okazywane wsparcie oraz to, że zawsze, ale to zawsze mogłam na niego liczyć: słowem, gestem. Tak, myślę, że to jest to.
Wdech i wydech. Jest już po wszystkim. I co wtedy?

   Szczerze mówiąc, mój wybór był z góry przesądzony z uwagi na brak czasu; czyli to, co z początku było przeze mnie postrzegane, za jedną z największych tragedii (studia, projekty, wokal), stało się moim wybawieniem. Nie będę ukrywała, że do mojego szybkiego Katharsis przyczyniła się przede wszystkim postawa rodziców, oraz to w jak waleczny sposób stali za mną murem (nawet jeśli nie trwało to wystarczająco długo, jestem im za to wdzięczna). Tuż za nimi, moi przyjaciele, (na czele Panna P), rzecz jasna nie w sposób pominąć moich kochanych dziennikarzy (Panna J). Kolejnym krokiem, była zmiana mojego toku myślenia, dot. "już nic mnie nie czeka dobrego", "sama sobie nie poradzę". Co za pieprzenie! Najwyższy czas, abym mogła się  R E A L I Z O W A Ć  tak jak chcę! Teraz to ja, jestem Panem i Władcą swojej własnej osoby. Zdecydowałam, że muszę znaleźć swoje miejsce na ziemi, które z pewnością nie jest usytuowane w żadnym z polskich zakamarków (a propos, słyszeliście o tym, że do 2015 r. podatek VAT ma wzrosnąć do 25%?). Następnie, pognałam do Emipk'u gdzie zakupiłam książkę do j. Angielskiego, oraz na poważnie rozpoczęłam planowanie swojego wyjazdu za granicę, jaki przysługuje wszystkim studentom - jak myślicie - Malta, czy Hiszpania? Co do ostatniego punktu, na razie cicho sza - jedyne co jestem w stanie obiecać, to to, że dam z siebie wszystko.

   Dziś znów mogę się cieszyć z porannego słońca, i wygłupiać przed lustrem w dźwiękach swoich ulubionych kawałków w tle. Jestem spokojniejsza o swoją przyszłość, ponieważ wiem... że wszystko jest w moich rękach. Punktem zwrotnym w całej imprezie, było dla mnie odnalezienie w sobie ogromnych zasobów energii, których brak potrafi nieraz zabić. De facto ten "kac" był tego warty...

P.S.  A Ty Kochanie, wyrób sobie nowy paszport, ponieważ stracił on ważność w listopadzie ub. roku.
Całuski :*





blouse: odille   |   skirt: stradivarius   |   shoes: h&m   |   bag: gift   |   bracelet: mohito   |  
earrings: gift

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Madziu, cudnie! Dużo dobrego;>

Prześlij komentarz