niedziela, 7 października 2012

16. I BELEIVE IN DESTINY



Czy wy też tak macie, iż zaczynając swój dzień od spóźnienia - kończycie go z takim samym przytupem?

   Niestety, moja mama to nie koleżanka. Na spotkanie z jej osobą nie mogłam się spóźnić pod żadnym pozorem. Mama nie zrozumie, mama nie powie: "spoko", mama może się ewentualnie naburmuszyć, bądź (o zgrozo!) zamknąć w swojej skorupie (i nie życzę tego nawet Sowie - osobie ze studiów, która cały swój wolny czas lub przestrzeń osobistą - spędza na urozmaicaniu sobie życia, w postaci WGAPIANIU się we mnie all the time - również pozdrawiam). Okej, w ruch poszły moje nogi (mniejsze wyrzuty sumienia). Do wyboru miałam dwa przystanki. A- tej po mojej stronie i B - po przeciwnej. Siłą ziemskiego przyciągania wybrałam ten bliżej mnie. Jakie było moje zdziwienie (nie, dokładnie to wkurwie***) gdy autobus który miał mnie zawieźć pod sam punkt spotkania - aktualnie odjeżdżał z przystanka po drugiej stronie ulicy, a dokładniej - 4 linie pasów ode mnie. Na litość Boską, czy naprawdę jestem aż tak nieodpowiedzialna, że nie jestem w stanie wybrać linii MPK? -.-''' Po 15 min spóźnienia, nadjechał nieznany mi dotąd bus. Gdy pełna optymizmu zajęłam miejsce, pojazd zamiast prosto, skręcił w prawo. (Gdzie Ty do cholery jedziesz?) O jego dalszą trasę spytałam jakąś uprzejmą Panią (Jak to się tam nie zatrzymuje...?!) "Ale może Pani wysiąść..." Cholera. Spóźnienie murowane. To już 3 w ciągu (niecałych) 24h. Jakież było moje zdumienie gdy autobus pojechał dokładnie tak jak chciałam; a ja zjawiłam się w galerii punktualnie.

   Nigdy nie możemy żałować decyzji jakich podejmujemy, ponieważ w danym momencie uważaliśmy je za słuszne, konieczne lub sukcesywne. I nieważne czy za sprawą autobusu X będziemy się tłukli okrężną drogą czy Y prostą. Zawsze musimy wierzyć, że dotrzemy do celu - albowiem na tym polega na nasze życie; na wybieraniu, sukcesach, porażkach oraz euforii i łzach - byleby to ostatnie nie przeważyło w momencie przelatujących obrazów - bowiem ów życie będziemy mogli nazwać tym straconym, a ni jeżeli spełnionym.
Pisząc to... miałam na myśli wszystkie osoby, którym się wydaje, że tkwią w sytuacji bez wyjścia lub podążają niewdzięczną droga. A w szczególności dla tej jednej, aby zrozumiała pojęcie "przyjaciel" [czytaj. na dobre i na złe].








tunic:  new look   |   leather: sh   |   trousers: h&m   |   jacket: sh   |   bag: sh   |   shoes: deichmann   |   necklace: gift


2 komentarze:

KINGA pisze...

Nie tyle dzień tak kończę... Jak na przykład zacznę poniedziałek od spóźnienia, to później, baaardzo często, cały tydzień również się spóźniam :/

Zaskakujące, że tak błahy temat Twojej notki (wybacz) doprowadził w sumie do dosyć poważnych i bardzo logicznych i realistycznych wniosków. W sensie, kto by pomyślał, że nawet wybór autobusu można porównać do wyborów w bardziej poważnych sprawach. Fakt faktem, zawsze powinniśmy polegać na sobie i na swojej intuicji :) Cieszę się, że udało Ci się zdążyć i przynajmniej uniknęłaś spięć z mamą :P

Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

Anonimowy pisze...

haha, moja też mi nigdy nie wybacza spóźnienia. Tyle, że ja rzadko jestem na czas :) / Bmb

Prześlij komentarz